Recenzja filmu

The Bait (2009)
Dariusz Zawiślak
Sonia Bohosiewicz
Faye Dunaway

Tragedia, jakich mało

Nie sądzę, aby Juliusz Słowacki przewracał się w grobie – w ogóle trudno byłoby mu poznać swój dramat w tej ubogiej, niemal karykaturalnej wersji.
Zbrodnia to niesłychana tak dręczyć widzów. Pomińmy już nawet dobrodusznie fakt, że zbrodnią jest również masakra, jakiej w filmowej "Balladynie" Dariusz Zawiślak dokonał na tekście klasyka. Nie sądzę, aby Juliusz Słowacki przewracał się z tego powodu w grobie – w ogóle trudno byłoby mu poznać swój dramat w tej ubogiej, niemal karykaturalnej wersji. Bowiem reżyser na modną manierę uwspółcześnił "Balladynę". I nie byłoby w tym nic złego – przecież nie tylko Szekspira da się przenieść w naszą epokę, udanie wykorzystać jako inspirację, nadać nowych znaczeń. Gdyby tylko udało się zachować w filmie przynajmniej pozory sensu...   Z oryginalnej tragedii został jedynie zarys fabularny: bogacz Kirk Diamond zakochuje się w Ally. Jednak morduje ją jej zła siostra Bally, by podstępem zdobyć Kirka i wyjść za niego za mąż. Zaraz potem Bally znajduje sobie kochanka. Jej starania, by usunąć krwawe znamię pozostałe po zbrodni, spełzają na niczym. Jednocześnie ignoruje cierpiącego na depresję ojca, a pierwsza zbrodnia, jak to zwykle bywa, pociąga za sobą następne: ginie mąż, potem kochanek... Reżyser, scenarzysta i producent w jedynym, dodał co nieco od siebie. Większość motywów z oryginału starał się "twórczo" zmienić: pustelnik staje się psychoanalitykiem (który także stawia wróżby!), a Skierka i Chochlik – reporterami telewizyjnymi relacjonującymi zbrodnie oraz... kryzys gospodarczy. Rzecz dzieje się w Nowym Jorku, o czym ma zaświadczać kilka ujęć z Central Parku i panorama Wielkiego Jabłka - sama akcja toczy się natomiast w idealnie nijakich wnętrzach. Równolegle z losami Bally obserwujemy śledztwo toczące się wokół morderstwa. Prowadzący je policjanci z nader poważnymi minami wygłaszają kwestie typu: "Ta sprawa jest jak szwajcarski ser: śmierdząca i pełna dziur." Właśnie szczególnie sekwencje "policyjne" sprawiają wrażenie, jakby oglądało się amatorski półprodukt. Szkoda tylko dobrych aktorów, którzy zgodzili się wystąpić w tym poronionym przedsięwzięciu: Sonii Bohosiewicz, Mirosława Baki, Władysława Kowalskiego i Stefan Friedmana. Wygłaszają niedorzeczne kwestie, ale i tak wypadają najlepiej. A Faye Dunaway w roli terapeutki? Jej obecność w obsadzie nie dodaje tej produkcji ani trochę blasku. Aktorka została nieudolnie zdubbingowana i wmontowana w sceny nagrane w Warszawie. Jeśli film, jak zapowiada Zawiślak, będzie pokazywany w 31 krajach na całym świecie, i polscy aktorzy będą w analogiczny sposób przemawiali po angielsku, to (choć przyznam – trudno mi sobie to wyobrazić), "Balladynę" będzie oglądało się jeszcze gorzej. Czy promowanie "Balladyny" za granicą ma szansę powodzenia? Zawiślak podkreśla, że jego film spełnia funkcje edukacyjne – przybliża "Balladynę" nie tylko młodym, którzy dziś "nie czytają, tylko siedzą przed komputerem", ale również obcokrajowcom. Panie reżyserze, nieprzemyślany scenariusz i fatalna realizacja nie pomogą w uczynieniu dramatu Słowackiego bardziej przystępnym. I nie usprawiedliwiają lekceważącego stosunku do młodego widza, który – proszę mi wierzyć – potrafi rozpoznać dobrą fabułę. W warunkach szkolnych, z pomocą kamery mogło powstać coś lepszego niż "Balladyna", która wchodzi do kin w 200. urodziny Juliusza Słowackiego. Lepiej było zapomnieć o tym jubileuszu niż "czcić" go w ten sposób.
1 10 6
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja The Bait
"Balladyna" Dariusza Zawiślaka jest dziełem, obok którego nie można przejść obojętnie. Jego premiera... czytaj więcej